8.13.2014

6 Karteczcka

Gdy usłyszałam głos Liv od razu wybudziłam się z transu. Mattias, wydawał się być zaniepokojony.  Zaczął kręcić się w miejscu czekając spokojnie na ciąg dalszy.
- Liv, spokojnie. Co się stało? - zapytałam
- Andreas... Ktoś go zaatakował! - zaczęła płakać, a ja wybiegłam z pomieszczenia.
Skręcałam cały czas w korytarze prowadzące do mojego pokoju. Coś mi tu śmierdziało. Przecież wokół domu jest bariera wykrywająca.
Zrozpaczona nie chciałam, żeby dni, które z nimi przeżyłam poszły w niepamięć. Wiem, że jestem samolubna myśląc tak. Na każdego przychodzi swój czas, ale nie każdy może się z tym pogodzić. Już niedaleko. Pobiegłam dalej, gdzie sądziłam, że jest mój pokój i co się stało? Pomyliłam korytarze! Szybko chciałam wrócić, ale zderzyłam się ze ścianą. Złapałam się za bolące czoło i syknęłam. Usiadłam na podłodze, a przed sobą zauważyłam Liv, która przybiegła za mną rozgląda się szukając mnie swoim wzrokiem, który nie mógł mnie dosięgnąć. Położyłam ręce na ścianie. Chcę być już w swoim pokoju, chcę pomóc Andreasowi nie mogę ich tak zostawić! Moje ręce przeszły przez ścianę, ale nie byłam w korytarzu, w którym zniknęłam. Znajdowałam się w swoim pokoju, gdzie przyuważyłam mojego przyjaciela z dzieciństwa. Jednak się nie zmieniłam, nadal uważam, że pięknie wygląda przykuty do ściany, ale teraz nie powinnam o tym myśleć. Przed nim stała zakapturzona postać. To kobieta. Mocny zapach jej perfum pewnie obezwładnia mężczyzn w jej objęciach bo nie da się oddychać. Powinnam przestać sobie żartować karcę samą siebie. Czas działać. 
- Przyzywam Cię Duchu Ziemi! Byś splątał tą któraś grzeszna! Tę która zbrodnie przed mymi oczami czyni! 
W zasadzie, to się prawie nie różnymi od czarownic, ale my nie jesteśmy plamieni przez ciemność czyniąc zło, a nasze oczy i krew przyciąga wszystkie istoty, które istnieją. Przypomniał mi się zmierzch i ta ich mieniąca się w blasku słońca skóra, cóż z naszą tak czasem jest, ale wtedy oznacza, to, iż potomek jest potężny i wtedy może trafić do zakonu. 
Wynurzając swój umysł z przemyślan zauważyłam, że grube liany zawinęły się wokół postaci w płaszczu.  Podchodzę żwawym krokiem do mojej kochanej roślinki, którą mi się udało przywołać i pogłaskałam ją pieszczotliwie. Związałam moją zdobycz i zwróciłam się do swojej roślinki: 
- Dobrze się spisałaś, a teraz możesz już znikać do siebie. 
Rośliny są bardzo czułe, ale nie można ich ranić wtedy jest się przez nie niezbyt lubianym. 
- Czego tu szukasz łowco? - ostatnie słowo wymówiłam jakby było jadem w moich ustach. 
Ściągnęłam za jej kaptur i kogo zobaczyłam? To Maja. Jej oczy były puste... bez źrenic tak jakby ktoś narzucił jej swoje czyny. Jeśli łowcy naprawdę wrócili, to znaczy, że... to koniec spokojnych dni, a zaczyna się walka o przetrwanie.
 °°°°°°
Krótki ten rozdział, ale nie mam pomysłu, co napisać dalej. Na razie. Skupiłam się za bardzo na opowiadaniu, które piszę na doc, to trochę smutne. Mam nadzieję, że szybko wrócą mi pomysły.
Do następnej notki.

2 komentarze:

  1. Witam! Na http://o-pieprz.blogspot.com pojawiła się ocena Twojego bloga. Serdecznie zapraszam do lektury. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tworzysz fajny, magiczny klimat, dobrze prowadzisz narrację. Tak trzymać

    OdpowiedzUsuń